.

Created by 

Copyrights © 2022 ITO. All Rights Reserved.

Linki

Najnowsze wpisy

Zapisz się do naszego newslettera

ITO - Instytut Transformującej Obecności

 

Blue way up Patryk Lange, 

Rynek Główny 34/15, 31-010 Kraków

 

Email: info@transformujacaobecnosc.pl

Telefon: + 48 601 959 519

Youtube
Facebook grupa
Facebook
Instytut Transformującej Obecności

Email

Bądźmy w kontakcie

Facebook grupa
e-mail
Facebook
Youtube
Instytut Transformującej Obecności

Zobacz też...

16 września 2024
Autor: Joanna Maria Zawada Zdarza Ci się, że to co w środku Ciebie nie przystaje w ogóle do zewnętrznych warunków
15 września 2024
Autor: Alan Seale Przekład: Marta Robson Źródło: https://alanseale.substack.com/p/blessed-emptiness Mój ulubiony cytat z Walta Whitmana to tylko 4 słowa. Byliśmy razem.
13 września 2024
Małgorzata Żukowska - mentorka i coach dla osób, które w szeroko rozumianej branży rozwoju osobistego chcą zbudować swoje prosperujące praktyki.
19 lipca 2024
Autor: Marta Robson Latem częściej czytam poezję. Latem wolę formy krótkie i, jak rozszalała sierpniowa natura, działające na wszystkie zmysły.
17 czerwca 2024
Przekonania - jedno ze słów kluczy w coachingu. To na nich pracujemy podczas procesu zmiany, bo to one tę zmianę
Alan Seale | Błogosławiona pustka
15 września 2024

Autor: Alan Seale

Przekład: Marta Robson

Źródło: https://alanseale.substack.com/p/blessed-emptiness

 

Mój ulubiony cytat z Walta Whitmana to tylko 4 słowa.


Byliśmy razem. Resztę zapominam.
—Walt Whitman


Może i w Tobie obudzą te słowa jakieś wspomnienie zupełnego zanurzenia się w chwili, czy
w odczuwaniu jakiegoś doświadczenia. Może był to czas spędzony z partnerką czy
partnerem, kimś z rodziny albo z przyjaciółmi. Albo miejsce, w którym byłeś miało w sobie
coś bardzo szczególnego, co pozwoliło na chwilę przebudzenia, transformacji a nawet
transcendencji. Szczegółów możesz nie pamiętać, ale jestem pewien, że z łatwością
przywołasz uczucie.


Kończy się lato, wróciłem właśnie do domu w Massachusetts po sześciu tygodniach
spędzonych w ukochanym przeze mnie miejscu Chautauqua w zachodniej części stanu
Nowy Jork. Kiedy myślę o spędzonym tam czasie przychodzi mi na myśl moja własna wersja
wersu Whitmana:

Byłem w Chautauqua. Resztę zapominam.

 

To jak się tam czułem albo raczej jak to miejsce czuję na pewno długo ze mną zostanie. Bo
nawet teraz, po powrocie do domu wciąż czuję Chautauqua. To uczucie jest we mnie zawsze
w czasie teraźniejszym, jakby jakaś część mnie zawsze tam była. To mój duchowy dom -
jedyne miejsce, które jest stałą mojego życia odkąd skończyłem 15 lat.

 

Tego lata spędzałem czas na głębokich rozmowach z długo niewidzianymi przyjaciółmi albo
na spontanicznych pogawędkach z ludźmi, których dopiero co poznałem. Miałem okazję
wziąć udział w koncertach symfonicznych i występach baletowych, byłem i w operze.
Zobaczyłem gościnnie występujących artystów, jak Wynton Marsalis i The Lincoln Center
Jazz Orchestra. Wysłuchałem wielu inspirujących wykładów, które otworzyły moje serce,
jednocześnie będąc ucztą dla intelektu.


Jednak Chautauqua okazała się w tym roku czymś o wiele ważniejszym niż każde z tych
doświadczeń. Chodzi o powrót do domu, do najgłębiej skrywanych części siebie, do
poczucia domu w sobie, jakiego być może nigdy wcześniej nie znałem.


Pod koniec czerwca opisywałem swój pierwszy tydzień w Chaugauqua w tekście pt Znów
wracam po raz pierwszy do domu. Teraz już wiem, że tego pierwszego tygodnia zaledwie
dotknąłem tego, co zdarzyło się później.


Podczas mojego pobytu co dzień wstawałem o świcie, spędzając pierwsze dwie godziny
dnia na spacerach i medytacji nad jeziorem. Zapierające dech w piersi wschody słońca
budziły głęboko ukryte w moim wnętrzu światło. Mgliste, szare poranki leczyły i oczyszczały
moją duszę. Bywało, że mgła była tak gęsta, że zaledwie mogłem rozpoznać sylwetki
kajakarzy albo cumujących blisko brzegu łodzi rybackich - jakbym potrzebował
przypomnienia, że są również niewidoczne części mnie, te zakryte czy ukryte głęboko wśród
cieni mojej istoty, schowane przed świadomością.


Czasem było tak cicho, że słyszałem jedynie lekkie uderzenie wody o kamienie przy brzegu,
pojedyncze nawoływania gęsi i okrzyki mew. Innym razem czekało na mnie przejmujące
zimno, wzburzone fale i rwisty wiatr. Jedne i drugie odzwierciedlały mój wewnętrzny świat.

Bez względu na pogodę czułem jednak wsparcie, czułem że jestem częścią tego świata, że
chodzę po świętej ziemi pod bezkresnym niebem. Każdego ranka czułem jak coś we mnie
co raz szerzej się otwiera i oczyszcza, aż któregoś dnia, na początku mojego ostatniego
tygodnia usłyszałem płynący z głębi szept błogosławiona pustka. I to uczucie jest wciąż ze
mną.
Byłem w Chautauqua. Resztę zapominam.


Pamiętam jeszcze dwie inne sytuacje ze swojego życia kiedy doświadczałem błogosławionej
pustki, pustej głowy, serca i ciała. Niezwykłej ciszy. To co te wydarzenia mają ze sobą
wspólnego, to, że za każdym razem byłem w miejscach świętych, w otoczeniu cudów
przyrody, a to podczas tygodnia medytacji wschodu słońca na plaży Florydy, albo podczas
trzech tygodni na szczycie góry w Costa Rice i teraz podczas tych sześciu tygodni w
Chautauqua.


Nigdy nie zapomnę wykładu, który wiele lat temu wygłosił w Chautauqua badacz religii
porównawczej I duchowości, Huston Smith. Mówił wtedy o tym, że to co czyni miejsce lub
doświadczenie świętym to to, że dotyka w nas czegoś świętego. I to może oznaczać dla
Ciebie coś bardzo osobistego. Ja uwielbiam przestronność i możliwości ukryte w tej definicji.
Jednak to czego się wciąż od nowa uczę to to, że miejsce I doświadczenie mogą dotykać
świętości w nas tylko wtedy, kiedy jesteśmy skłonni się temu poddać –jeśli jesteśmy skłonni
spocząć w samym sercu bytu.
Byłem w Chautauqua. Resztę zapominam.


Błogosławiona pustka to nie to samo co błogość. W rzeczy samej bywa, że daleko jej do
błogości! Tego lata „przepracowałem” sobie w Chautauqua kilka wielkich spraw. Ruch spirali
uzdrawiania, o której pisałem trzy tygodnie temu, pomógł mi zanurzać się w sobie co raz
głębiej, przywołując części mnie, które wciąż czekają na uzdrowienie, ożywienie i
przywrócenie do życia. Nie byłem do nich w stanie wcześniej dotrzeć, ponieważ po brzegi
wypełniały mnie inne rzeczy, byłem „zbyt pełny”. Jednak nie zdawałem sobie sprawy z tego,
że tak jest, dopóki nie znalazłem się ponownie w błogosławionej pustce.
Tego lata w Chautauqua nie zawsze było mi łatwo ani wygodnie. Wcale też nie cieszyłem się
z tego, że przyszło mi zaglądać w siebie aż tak głęboko. Jednak poczułem również ulgę, że
wreszcie mogłem tam dotrzeć. Czuję teraz, że lepiej i głębiej mi się oddycha i fizycznie i
duchowo.


Czasem w skupieniu przypominam sobie różne chwile z tych sześciu tygodni. Jednak to co
ze mną najwyraźniej pozostaje to po prostu odczuwanie tego miejsca. Czuję Chautauqua –
całym swoim doświadczeniem, całą głębią duszy, w której odnalazłem duchowe uzdrowienie
i odnowę.
Byłem w Chautauqua. Resztę zapominam.

 

Alan Seale